Druga drużyna w rankingu FIVB w meczu o trzecie miejsce Ligi Narodów bez większych problemów pokonała reprezentację Brazylii. Mimo dotkliwej porażki z Francuzami, gospodarze tego spotkania potrafili szybko zapomnieć o tym, co wydarzyło się dnia poprzedniego i z dużą pewnością podeszli do ostatniej w tym turnieju rywalizacji.
Reprezentanci Stanów Zjednoczonych na pewno mieli apetyt na zdobycie złotego medalu Ligi Narodów, jednak w półfinale więcej szczęścia mieli Francuzi. Podopieczni Johna Sperawa znani są z tego, że nie ważna jest stawka meczu, zawsze będą grać na maksimum swoich możliwości. Ta postawa zdecydowanie przydała się w spotkaniu z Brazylijczykami. Większość pierwszego seta była grana pod dyktando drużyny z Ameryki Południowej, zanim Jankesi zdołali odrobić straty, po drugiej stronie siatki skrzydłowi kończyli kolejne piłki.
Passa mistrzów olimpijskich nie trwała zbyt długo, gdyż w grę Canarinhos zaczęły wkradać się coraz większe błędy. Amerykanie tylko czekali na chwilę nieuwagi i rozpoczęli swój wyścig po pierwszy set. Szczególnie na uwagę zasługiwała gra Matthew Andersona, 30-letni zawodnik świetnie spisywał się nie tylko w ataku, ale również na bloku. To głównie dzięki jego postawie inauguracyjna partia zakończyła się pomyślnie dla reprezentantów USA.
Niesieni zwycięstwem z poprzedniego seta, Amerykanie drugą odsłonę meczu zaczęli z wysokiego C. Praktycznie żadna piłka nie wchodziła Brazylijczykom na czysto, co dla drużyny Renana Dal Zotto było jeszcze bardziej deprymujące. Tym razem po 16 punkcie, role się odwróciły i to Kanarki włączyły piąty bieg, gdy już wydawało się, że wyrównają stan meczu, do akcji ponownie wkroczyły błędy. Pomyłka Wallace’a i zepsuta zagrywka Bruno Rezende w głównej mierze przyczyniła się do porażki.
Trzecia, a zarazem ostatnia partia meczu była grana pod dyktando gospodarzy, a radość była wśród tych kibiców, którzy wykorzystali w tym momencie kod promocyjny. Holt i spółka wiedzieli, że nie mogą dać przeciwnikowi nawet chwili oddechu, bo to będzie równoznaczne z przegraną. Bezpieczna zagrywka i brak wirtuozji na rozegraniu okazały się najlepszym rozwiązaniem, gdyż Brazylijczycy nie mieli problemów z zatrzymaniem skutecznej gry przeciwnika, ale sami popełniali dużo niewymuszonych błędów. To było głównym powodem klęski w tym spotkaniu.
Zarówno Canarinhos, jak i reprezentanci Stanów Zjednoczonych są na liście drużyn, które mają spore szanse na zdobycie medalu na mistrzostwach świata. Liga Narodów była tylko wstępem do tego, co wydarzy się na meczach w Bułgarii i Włoszech. Większość drużyn turniej w Lille potraktowała bardziej jak trening, możliwość sprawdzenia różnych wariantów i okazję do zweryfikowania, na jakim są etapie przygotowań do mundialu. Amerykanie są jedną z nielicznych drużyn, w której nie zaszło wiele zmian, John Speraw cały czas trzyma się planu, w którym zakłada, że dopiero po mistrzostwach świata do zespołu dołączą nowe twarze. /arykuł zewnętrzny/