Baza firm

Ogłoszenia

Auto salon

Kino

Konkursy
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.  Imieniny: Adolfa, Leona

Żorzanin z czynnikiem X

20.04.2012
Żorzanin z czynnikiem X

 Łukasz Zimończyk ma 17 lat i uczy się w Zespole Szkół nr 2. W przyszłości planuje studiować wokalistykę. Po kolei gromadzi na swoim koncie małe i większe sukcesy. Naszemu portalowi opowiedział o przygodzie z „X factor” i o tym, dlaczego nie zagrał w „Trudnych sprawach”.

KN: Tatiana Okupnik dziękowała Ci za "muzyczne otulenie", Czesław Mozil po raz kolejny się popłakał, a Kuba Wojewódzki otwarcie przyznał, że rozwaliłeś jurorów swoim występem. Jak się czułeś, startując po raz drugi w programie "X factor"?

ŁZ: Miałem większy stres, niż podczas pierwszej edycji. Za pierwszym razem denerwowałem się, ponieważ nie wiedziałem jak to będzie. Gdzie się chodzi, czy nie zrobię niczego głupiego przed kamerami. Za drugim razem obawiałem się, że powiedzą "Wiesz co, byłeś już w pierwszej edycji, daj szansę innym". Koniec. Albo, że nie przebiłem swojego wcześniejszego występu. Tego się bałem najbardziej, więc jak wychodziłem na scenę to miałem dwukrotnie większy stres niż za pierwszym razem.

KN: A jak sobie radzisz z nerwami przed występem?

ŁZ: Wyżywam się na innych, jak to mój tata mówi! (śmiech) Zawsze przed jakimś koncertem jest między nami spięcie, warczę na wszystkich i to mi pomaga. Jak już wychodzę na scenę i widzę, że już nie ma odwrotu, to stres się ulatnia.

KN: Jak wyglądają castingi do programu?

ŁZ: Na początku jest precasting. Taki casting przed castingami. Tam wybierają osoby śmieszne, które zagwarantują oglądalność i osoby utalentowane. W drugiej edycji nie musiałem iść na precasting, zadzwonili do mnie, czy chcę wziąć udział i poprosili mnie o przesłanie demo. Nagraliśmy szybko "Tears in heaven" w studio w Rybniku, no i wysłałem. Utwór się spodobał i zaprosili mnie na casting.

KN: W końcu już ten etap przeszedłeś wcześniej.

ŁZ: No tak. Na precastingu jest multum ludzi, czeka się w kolejce po 12-16 godzin. Chętnych jest na prawdę dużo. Precasting zaczynał się o 9, my przyjechaliśmy o 7 i ustawiliśmy się do kolejki Podobno już o 4 ludzie przychodzili. Najgorsze było to, że nie wiedzieliśmy które z trzech drzwi zostaną otwarte.

KN: Ile czasu trwa sama rejestracja?

ŁZ: Jeżeli zakwalifikowałeś się na casting, to dzwonią do ciebie i mówią czy piosenka im się spodobała. Moja akurat się spodobała. i powiedzieli, że mam ją zaśpiewać, ale moja koleżanka zdecydowała się na inny repertuar. Piosenka, którą wykonała nie przypadła im do gustu.

KN: Czyli to nie jest tak, że sam decydujesz co będziesz śpiewać?

ŁZ: Można wybrać co się chce, tylko jak im się nie spodoba to doradzają, żeby zaśpiewać coś innego. Tak, by zaprezentować się z jak najlepszej strony.

KN: Ile czasu masz na przygotowanie się do castingu właściwego?

ŁZ: Około miesiąca. Ja w zeszłym roku byłem na precastingu 11 stycznia, a na casting trafiłem 18 lutego.

KN: Jak wyglądają relacje między uczestnikami castingu do "X factor"? Czy obecny jest duch silnej rywalizacji?

ŁZ: Na castingach w ogóle się do siebie nie odzywamy. Możemy ze sobą wziąć rodzinę czy znajomych, którzy nas wspierają, więc każdy siedzi we własnej grupie. Kiedy już się dostaniemy do drugiego etapu w Warszawie, wtedy się poznajemy, wiemy już kto jak śpiewa. Zostajemy związani w grupy i wspólnie ćwiczymy piosenkę, którą później wykonujemy na scenie. Mam bardzo dużo znajomych z "X factor". Są naprawdę świetnymi, otwartymi ludźmi. Kiedyś nie umiałem podejść do kogoś, kogo nie znam i zacząć po prostu rozmowę. Po tym programie jestem bardziej pewny siebie i łatwiej nawiązuję relacje.

KN: Próbujesz mi wmówić, że wszyscy się lubią i nie ma żadnych spięć pomiędzy nimi? Żadnej zawiści, zazdrości czy innych negatywnych emocji?

ŁZ: No nie jest tak, że w ogóle nie ma rywalizacji. Są docinki, uwagi ,po których krytykowana osoba się oburza, bo uważa, że robi coś dobrze, najlepiej z całej grupy. Były takie sytuacje. Były spięcia i osoby, z którymi się nie polubiłem, ale nie będę tutaj wymieniał nazwisk. Nie na tym rzecz polega. Są osoby, z którymi mam do tej pory dobry kontakt. Iza Mytnik z tej edycji, była w domach jurorskich. Dawid Podsiadło teraz dostał się do odcinków na żywo. To jest mój bardzo dobry kolega, poznaliśmy się w pierwsze edycji i od tamtej pory utrzymujemy ze sobą kontakt.

KN: Odwiedzacie się, czy mówisz tu o kontakcie internetowym?

ŁZ: Bardziej internetowy. On ma swój zespół, z którym jeździ po Polsce, nie ma kiedy się spotkać. Odległość też robi swoje, Dawid mieszka w Dąbrowie Górniczej. Niby nie dużo kilometrów, ale jednak.

KN: Czy reszta rodziny wspiera Cię równie gorąco, jak Twój tata?

ŁZ: Oj tak. Jak już wiedzieli, że jedziemy na precasting to dzwonili, żeby życzyć powodzenia i zapytać jak mi poszło. Przyznaję im, że jestem zadowolony z występu, ale nie do końca.

KN: To dobrze, że się nie przechwalasz. Nadmierna pewność swoich zdolności i przekonanie "jestem najlepszy" nie prowadzi do niczego dobrego.

ŁZ: Właśnie tego nie lubię u ludzi, chociaż mi zarzucają, że jestem osobą, która siebie ubóstwia. Dużo komentarzy na swój temat przeczytałem.

KN: Nie ma co zwracać uwagi na zawistnych internautów.

ŁZ: No tak, w pierwszej edycji byłem wyczulony na tym punkcie, ale już się nie przejmuję. Pokazałem rodzinie filmik z moim występem i czytałem komentarze pod nim. Pytałem się rodziny: Czy ja na prawdę taki jestem? Dowiedziałem się o sobie mnóstwo niestworzonych rzeczy. Nie pochodzę z bogatej rodziny, ale okazało się, że chodzę w najlepszych, markowych ciuchach, mój ojciec ma własną firmę a mama zakład stomatologiczny. Takie rzeczy potrafią wymyślić, że to jest naprawdę żenujące. Skoro tak myślą, to mogę być dla nich bogaty!

KN: I oby się spełniło. Jak oceniasz finalistów I edycji "X factor"? Który z nich najbardziej Ci zaimponował? A może żaden finalista nie przypadł Ci do gustu?

ŁZ: Podobał mi się Michał Szpak, ale nie wizerunkowo, chodzi mi o jego głos. Na prawdę bardzo dobrze śpiewa, a to że chodzi w damskich ciuchach i się maluje, to jest jego sprawa. Swój głos chciałem oddać na Anię Kłys, ale ona odpadła w domach jurorskich, co było wielkim błędem Kuby. W tym roku też była w "X factorze", ale odpadła na tym samym etapie co ja, nie dostała się do domów jurorskich. Ale mimo to jest na prawdę dobra.

KN: Jeżeli chodzi o Michała Szpaka to sądzę, że ma większą osobowość niż głos.

ŁZ: To też już słyszałem. Owszem osobowością dużo nadrabia, ale głos ma rewelacyjny. Nie szkolił się nigdy wokalnie i to jest też jego wielki plus.

KN: Osobiście kibicowałam Gienkowi. Dwa razy widziałam go na wrocławskim rynku i nie potrafiłam stamtąd odejść. Był niewzruszony, całkowicie oddany swojej muzyce.

ŁZ: Gienek jest strasznie dziwną osobą. Taki... hm...

KN: Outsider?

ŁZ: Dokładnie. Trzymał się tylko z jedną osobą, też ze streetmanem, starszym rock'n'rollowcem. Rozmawiał tylko z nim i z nikim innym nie utrzymywał kontaktu. No ale każdy ma swój styl życia.

KN: Niemal wszyscy uczestnicy byli od niego młodsi a on nie jest zbyt rozgadanym człowiekiem.

ŁZ: To też prawda, wiek mógł być barierą. Gienek ma niesamowity głos. Chociaż jego płyta nie przypadła mi do gustu. Mam nadzieję, że nagra coś jeszcze, bo z "Hazardzisty" tylko kilka piosenek mi się spodobało. Tak samo płyta Michała Szpaka mnie rozczarowała. Teledysk jest fajny, dużo pieniędzy na niego poszło, ale sama piosenka "Rewolucja" jakoś do mnie nie trafiła.

KN: Moja przyjaciółka była na koncercie Michała i opowiadała, że chłopak świetnie radzi sobie na scenie.

ŁZ: W Rybniku?

KN: Tak w Rybniku. Sama nie chciałam iść zobaczyć go na żywo, bo mam do Szpaka uraz za skopanie piosenki "I don't wanna miss a thing" zespołu Aerosmith. Uwielbiam tą kapele i sposób wykonania ich piosenki przez Michała uważam niemal za profanację.

ŁZ: Także byłem na tym koncercie! I również lubię Aerosmith. Jedną z edycji amerykańskiego idola oglądałem jedynie dla Stevena Tylera, który był jurorem.

KN: Ja też szukałam na internecie odcinków "American Idol" tylko ze względu na Tylera. Oceniał w dziesiątej edycji. Zaprosił jedną z uczestniczek do wystąpieniu w teledysku jego piosenki "It feel so good". Stevenowi bardzo spodobał się jej taniec brzucha.

ŁZ: Tak? Muszę znaleźć to na youtubie. Ostatnio widziałem jego wykonanie hymnu, zmaścił to totalnie! No ale każdy ma jakiś słaby dzień.

KN: Taaak, to dopiero była improwizacja. Organizatorzy meczu powinni liczyć się z tym, że Steven Tyler to gwiazda rocka. Nie stanie na baczność i nie wykona klasycznie hymnu. Wcale się nie zdziwiłam, że zaśpiewał to w swoim rozwrzeszczanym stylu.

ŁZ: Lubię jego styl bycia. Te włosy, biżuteria i ciuchy.

KN: I pióra we włosach! O tak…. Czujesz się rozczarowany tym, że po raz drugi nie umożliwiono Ci wystąpienia w programie na żywo?

ŁZ: Nie rozczarowany. Ale zawiodłem się na samym sobie. Postanowiłem sobie, że dostanę się do domów jurorów. Znałem piosenkę, którą śpiewaliśmy w drugim etapie. "I want to break free" od Queen. Znam ten tekst, mogę to nawet teraz zaśpiewać, ale wychodząc na scenę przypomniałem sobie zeszłoroczny występ, kiedy zapomniałem tekstu. Zdenerwowałem się. Kiedy zacząłem śpiewać pierwsze frazy "I want to break free", Kuba pokręcił głową. Nie wiem czy mu się nie spodobało, on tak po prostu robi. Krytykuje i budzi w nas napięcie tylko dlatego, żeby powiedzieć, że mu się podoba. Trochę się tym zestresowałem, pomyliłem linię melodyczną, potem poleciał tekst i na tym się skończyło.

KN: Masz zamiar spróbować swych sił w następnej edycji "X factor"?

ŁZ: Nie, już nie.

KN: Nie chcesz sprawdzić czy powiedzenie „do trzech razy sztuka” jest prawdziwe?

ŁZ: Nie wiem czy się opłaca iść po raz trzeci do tego samego programu. Nie wiem też czy widzom by się to spodobało. Robię to dla siebie ale też dla widzów, chcę żeby dobrze odebrali moją muzykę. Ciągłe pchanie się do „X factora” mogło by temu zaszkodzić, raczej spróbuję szczęścia w innym programie.

KN: A w jakim programie chciałbyś wystąpić? Teraz jest ich mnóstwo na polskim rynku.

ŁZ: Najbardziej interesuje mnie „Must be the music”. Niezbyt odpowiada mi jury, bo nie lubię ani Eli Zapendowskiej, ani Kory. Za Łozem i za jego grupą też nie przepadam. Poszedłbym do tego programu tylko dla Adama Sztaby, bo jest niesamowity

KN: Gdybyś mógł zwołać trzyosobowe jury, które oceniłoby Twój wokal, czyjej opinii chciałbyś wysłuchać? Wybierz z spośród wszystkich artystów: krajowych, zagranicznych, nieżywych.

ŁZ: Hm… Josh Groban.

KN: To wręcz oczywiste.

ŁZ: Tak, Josh to mój numer jeden. Celine Dion. I trzecia osoba… hm…. Może jakaś aktorka? Angelina Jolie, jak już tak mogę sobie marzyć.

KN: Dlaczego właśnie oni?

ŁZ: Angelina to wielka gwiazda, bardzo lubię ją za aktorstwo, jej filmy są genialne. Celine Dion jest niesamowita, uwielbiam ją. Oglądałem jej turnée po całej Europie, Stanach Zjednoczonych i Afryce. Podoba mi się jej giętkość na scenie to, że nie jest ciągle taka sama. Każdą piosenkę śpiewa inaczej na każdym koncercie, nie ma wyuczonych kroków, jakiejś choreografii, że w danym momencie musi iść tu, zrobić określony ruch.

KN: Tego się właśnie uczysz, oddawać na scenie swoje emocje.

ŁZ: Dokładnie, a ona jest dla mnie wzorcem. No a Josh Groban to wiadomo. Jestem zakochany w jego głosie i marzy mi się żeby z nim kiedyś wystąpić. Dostałem już propozycję, że jeżeli przyjedzie do Polski to żebym zaśpiewał z nim „You rise me up”. Tylko nie wiadomo kiedy to nastąpi, za trzy lata czy może za kilka miesięcy.

KN: Oby się udało.

ŁZ: Oby się udało, ale na razie nic nie wiadomo, zobaczymy jak będzie.

KN: Kiedy zacząłeś śpiewać? Kiedy odkryłeś, że masz do tego talent?

ŁZ: Śpiewać zacząłem pięć lat temu, w pierwszej klasie gimnazjum. Pierwszy raz wystąpiłem na akademii w szkole. Najpierw poszedłem na próbę i powiedziałem, że chcę zaśpiewać. To była bodajże piosenka Farby "Chce tu zostać". Nauczycielka zapytała się czy gdzieś się uczę śpiewać. Odpowiedziałem, że jedynie w domu bawię się w piosenkarza, śpiewając do dezodorantu. Po tamtym występie nauczyciele zaczęli mnie nakręcać. Jeździłem na różne festiwale, z czego nie było żadnych osiągnięć. Ale w drugiej gimnazjum brałem udział w swoim pierwszym większym festiwalu Right Song Now. Był on w Żorach, organizowało go Centrum Języka Angielskiego "Right NOW". Na tym festiwalu pierwszy raz zaśpiewałem "You rise me up" Josha Grobana, wtedy pierwszy raz zetknąłem się z jego twórczością. Teraz go ubóstwiam! Pierwszy raz wygrałem festiwal i to był dla mnie szok. I się zaczęło, poznałem panią Dagmarę Świtacz, która wzięła mnie pod swoje skrzydła na rok. Uczyła mnie wokalu i przekazywania emocji. Na początku stałem i w ogóle nie patrzałem na publiczność, tylko wybierałem sobie jakiś punkt na ścianie i cały czas się na niego patrzyłem. Jak słup na scenie. Uczyliśmy się otwierać na wszystko.

KN: Jak nawiązać kontakt z publicznością.

ŁZ: Tak właśnie. Nie wystarczy tylko śpiewać, trzeba też umieć się zachować na scenie.

KN: Czy jesteś częścią jakiegoś zespołu?

ŁZ: Jestem solistą. Nigdy nie chciałem mieć zespołu i nie będę chciał mieć. Jedynie do nagrania jakiejś piosenki, jeżeli będzie mi potrzebny.

KN: Czyli wolisz podejmować wszystkie decyzje sam, kontrolować swoją twórczość.

ŁZ: W sumie tak, chociaż teraz mam jedną osobę, która też jest za to odpowiedzialna, nazywa się Robert Orliński. To jest mój "menadżer", nieformalnie, nie spisaliśmy jeszcze żadnej umowy. Po prostu mi pomaga.

KN: Kogo, oprócz Grobana, słuchasz? Czy jest jakiś muzyk, który jest Twoim autorytetem?

ŁZ: Nie mam właśnie obranego jednego typu muzyki, lubię różnorodność.

KN: To znaczy, że starasz się na nikim wzorować?

ŁZ: Tak, dokładnie. Większość muzyki jaką słucham to Josh Groban, jak przychodzę do domu, to zawsze go puszczam. Ale jest też stary rock, bardzo lubię Metallicę, Guns N' Roses, Queen, The Beatles. Teraz ciężko sobie przypomnieć. Lubię też niszowe zespoły, które znajdę na Youtubie, a których nazw nie pamiętam. Większość ludzi myśli, że jeżeli śpiewam pop - bo taka jest prawda, śpiewam pop - to też słucham cały czas popu, a to nie jest prawda.

KN: Właśnie się zastanawiałam czego słuchasz, kiedy oglądałam twoje występy w "X factor". Wyszedł na scenę elegancko ubrany, spokojny chłopak z Żor, śpiewający melancholijne piosenki. Mozil dwukrotnie się popłakał.

ŁZ: To było fajne przeżycie. (śmiech)

KN: Śpiewanie jest twoją największą pasją. Czym, oprócz śpiewem, zajmujesz się w wolnych chwilach?

ŁZ: Tak, nic nie pobije śpiewania. Lubię też aktorstwo, chociaż nie zajmuję się tym na poważnie. Nie chodzę do żadnej szkoły aktorskiej ani do teatru. Występuje w różnych akademiach, ale to sporadycznie, jeżeli mamy coś zagrać, to zagram. Śpiewanie stawiam sobie na pierwszym miejscu, jak przychodzę do domu to praktycznie nic innego nie robię. Jeżeli nie śpiewam to siedzę przy komputerze, gram w koszykówkę albo pływam.

KN: Gdybyś miał możliwość, to chciałbyś wystąpić w jakimś serialu?

ŁZ: Dostałem propozycję, żeby zagrać w „Trudnych sprawach”. Miałem być zbuntowanym nastolatkiem, który nie potrafi sobie poradzić z samym sobą i kłóci się z matką.

KN: Emocional boy?

ŁZ: No dokładnie, takie emo. Mieli kręcić odcinek w Żorach. Chcieli mi dać ponad tysiąc złotych, bo to była główna rola, nie pamiętam dokładnej sumy. I tak się zastanawiałem, czy by nie zagrać, zarobić trochę kasy. Doszedłem jednak do wniosku, że gdybym to zrobił to bym zginął. Byłbym wyśmiewany na każdym kroku.

KN: Przez następne dziesięć lat. Skoro interesujesz się aktorstwem, to zastanawiałeś się może nad występowaniem w musicalach?

ŁZ: Myślałem o tym, ale nie wiem czemu mam barierę. Mogę grać i mogę śpiewać, ale nie potrafię tego połączyć.

KN: Może to jeszcze nie czas, musisz się po prostu podszkolić. Lubisz musicale?

ŁZ: Możliwe. Jak na razie to ciężko mi to wychodzi. Oglądałem "Koty" i "Romeo i Julię" to jest chyba najpopularniejszy musical. Śpiewałem nawet jedną piosenkę z tego filmu na Festiwalu Piosenki Filmowej i Musicalowej "Przebacz mi". Dostałem wtedy drugie wyróżnienie, fajna przygoda. Bardzo dobrze zorganizowali tą imprezę.

KN: A czy gdybyś się wybił to zdecydowałbyś się na udział w programie typu „Taniec z gwiazdami”? Nie mówię tu o zwycięstwie w programie, tylko samodzielnym, pracowitym zaistnieniu.

ŁZ: Powiem tak, jeżeli bym się wybił samemu, to bym miał większą satysfakcję, niż gdyby pomógł mi w tym jakiś program. Byłby to większy sukces. W programach trzeba mieć dużo szczęścia i trzeba spodobać się menagerom. A samodzielnie można teraz zaistnieć jedynie przez internet, wrzucając swoje nagrania. I na pewno gdybym poradził sobie sam, to nie zdecydował bym się na udział w „Tańcu z gwiazdami”. Nawet gdybym zdobył sławę dzięki programowi muzycznemu, to też nie chciałbym tam wystąpić. Michał Szpak dostał ode mnie reprymendę, już do niego napisałem długiego maila z pytaniem co ona takiego wyprawia.

KN: Gwiazdorzy?

ŁZ: Miał swoje powody, takie trochę dziwne. Potrzebował pieniędzy na płytę. Wygrał te 50 tys zł, ale na dobrą płytę jest to zdecydowanie mało. A płyta i tak niezbyt się udała. Czekam na jego kolejną płytę, bo powiedział, że będzie totalnie inaczej zaśpiewana. Wolę się na razie nie nastawiać, tak jak nastawiałem się na tą pierwszą.

KN: Ja się nakręciłam na „Hazardzistę” Gienka Loski i też się trochę zawiodłam.

ŁZ: No Gienek też… nie wiem dlaczego tak jest. Mi się wydaje, że przez studio w którym oni to nagrywali. Oboje nagrywali w Universal Music Polska i tam chyba są wybierane utwory, które muszą zaśpiewać i które się dobrze sprzedadzą. Płyta Gienka pokryła się złotem.

KN: A czy zdecydował byś się na stanowisko jurora?

ŁZ: Jurorstwo… to by mi się marzyło, ale dopiero kiedy będę już bardziej doświadczony.

KN: Trzeba wiedzieć o czym się mówi i na co zwrócić uwagę.

ŁZ: No właśnie. Załóżmy, że wygrywam „X factor” i proponują mi proponują fotel jurora. Nie wiedziałby co mam powiedzieć uczestnikom, albo co im doradzić gdybym już był tym mentorem. Jakieś małe wskazówki potrafiłbym udzielić, ale nic po za tym. Ewa Farna pomagała niedawno w domach jurorskich i ona mi tam nie pasowała, bo nie wiedziała za bardzo co ma powiedzieć, pomimo, że ma już siedmioletni staż na scenie. Jurorem może być osoba, która przeżyła już bardzo wiele. Na przykład Możdżer, który był u Kuby Wojewódzkiego. To jest osoba na właściwym miejscu.

KN: Chciałbyś koncertować w Żorach?

ŁZ: Na razie występuje w obrębie Rybnika. Jeżdżę do szkół, które mnie zaproszą. Byłem w Domu Dziecka w Rybniku, te dzieci są niesamowite. Są takie ciepłe, a tak mało w życiu dostały. Podłamało mnie to trochę, bo ja mam tak wspaniałych rodziców, których kocham nad życie. Dużo dla mnie zrobili i dużo ze mną przeżyli i zawsze będą przy mnie. A jeżeli chodzi o Żory, to 29 kwietnia i 3 maja występuję na rynku.

KN: A co sądzisz o koncertowaniu w barach?

ŁZ: Chodzę czasami na karaoke, a jeżeli chodzi o koncerty, to zależy w którym barze.

KN: Gdyby zaprosili cię na przykład do Spinozy?

ŁZ: Byłbym naprawdę chętny na występ w Spinozie.

KN: Może przeczytają ten wywiad i do ciebie zadzwonią.

ŁZ: „Cześć Łukasz, wpadaj pośpiewać do Spinozy”? Będę zachwycony!



Aby dodać komentarz musisz się zalogować!

Nie masz konta? - zarejestruj się


NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE

sonda

wszystkie

Za co doceniasz Żory?

newsletter

Chcesz być na bieżąco zapisz się!

Twój adres e-mail:

© 2006-2024 Fundacja Sztuka, Gazeta Żorska  |  e-mail: gazeta@gazetazorska.pl, portal@gazetazorska.pl           do góry ^
Industry Web Zarządzaj plikami "cookies"