Baza firm

Ogłoszenia

Auto salon

Kino

Konkursy
Piątek, 03 maja 2024 r.  Imieniny: Antoniny, Marii

Polubiłem Żory za szansę

16.09.2010
Polubiłem Żory za szansę

Andrzej Zabiegliński to człowiek-instytucja. Wiceprezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej i prezes Żorskiej Izby Gospodarczej pełni funkcję prezesa zarządu Towarzystwa Wspierania Twórczości Dzieci i Młodzieży BALLO. Czterokrotnie odbierał statuetkę Phoenix Sariensis i otrzymał tytuł Darczyńcy Roku 2006.

Patrycja Cieślak-Starowicz: W jednym z wywiadów mówił pan o tym, że pomysł na specjalne strefy ekonomiczne zrodził się z konieczności szukania dróg wyjścia z kryzysu, związanego z bezrobociem. Dziś sytuacja jest bardziej stabilna?
Andrzej Zabiegliński:
Oczywiście. Wiele miejsc pracy, nazwijmy je umownie ”z poprzedniej epoki”, odchodziło wówczas w niepamięć. Potrzebne były nowe. Strefa ekonomiczna świetnie ów brak uzupełniła. Była jedną z cegieł w murze obronnym przed bezrobociem. Firmom strefowym udało się je obniżyć.

 

To czy w mieście jest strefa, czy też nie, nadal nie jest bez znaczenia, gdy chodzi o marketing.
AZ:
Myślę, że tak. Ja patrzyłbym na to nawet w taki... sympatyczny sposób. Tereny strefy, w której pojawili się inwestorzy, to żywy marketing dla miasta - i to na cały świat. Mamy w strefie nie tylko polskie firmy, w związku z tym, dobrze o Żorach zaczęto mówić w różnych częściach świata.

 

Przedsiębiorstwa w jakich branżach inwestują w Żorach?
AZ:
Nie ma w Żorach wąskiej specjalizacji. Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, to w dużej mierze przemysł motoryzacyjny. Mamy w Żorach kilka firm produkujących detale dla konkretnych marek samochodów. Jest też trochę firm branży spożywczej, rozpoczynających działalność jeszcze w latach 90-tych. Poza nimi mamy też reprezentację branży budowlanej. I to by było głównie to. Ale mamy też w Żorach firmę produkującą łopaty elektrowni wiatrowych, która usytuowała się na Polu Warszowice, i firmę, która robi wytłoczki aluminiowe - choć one tak naprawdę służą branży budowlanej.

 

Co przyciąga inwestorów, a czego Żorom brakuje?
AZ:
Po pierwsze – bardzo dobra lokalizacja. Na atrakcyjność Żor pracuje dobry układ komunikacyjny. Jego brak, to klęska. Warunki drogowe są jednym z najważniejszych czynników decydujących o lokalizacji obiektów przemysłowych i to one brane są pod uwagę w pierwszej kolejności. Po drugie – rynek pracy. Jeśli miałbym budować fabrykę, to chciałbym wiedzieć, czy znajdę pracowników w Żorach, czy też będę musiał ich dowozić z innych, odległych często ośrodków. W branżach, rozwijających się u nas, szczególnie w szeroko rozumianej budowlance, zawsze mieliśmy spore zaplecze pracownicze. Miejsca pracy tworzone w naszych przedsiębiorstwach cieszą się dużym zainteresowaniem. Działaniom inwestorów sprzyja też dobra atmosfera, jeśli chodzi o administrację. Ci którzy u nas już byli, mówią, że w Żorach pewne procedury przejść można łatwo i bez zbędnych poślizgów.
A czego brakuje? Kadry z wyższym wykształceniem. Niestety nadal obserwujemy zjawisko, migracji. Wyedukowana młodzież ucieka i szuka zatrudnienia poza Żorami. Nie do końca wierzy, że można tu znaleźć atrakcyjną pracę. A przecież w każdej z firm, potrzebne jest kierownictwo, od którego wymaga się stosownego specjalistycznego wykształcenia.

 

Czy Żory mają szansę zasłynąć jako miasto specjalizujące się w jakiejś branży?
AZ:
Pytaniem na pytanie nie należy odpowiadać, ale ja zapytałbym jednak, czy tego chcemy? Kryzys pokazał, że gdybyśmy byli takim monopolistą, np. w branży samochodowej, to przy okazji różnych gospodarczych zawirowań w przemyśle motoryzacyjnym mielibyśmy zaraz tysiące osób na bruku. Trzeba byłoby zwolnić ludzi, by fabryki nie upadły. Stać na kilku nogach jest bezpieczniej niż na jednej. Proszę zauważyć, że w czasie dwóch poważnych kryzysów w roku 2000 i teraz z przełomu 2007 - 2008, nie odwiedzali nas w Żorach redaktorzy piszący o skutkach kryzysu. Nie było tematów. Nie dotknęły nas masowe zwolnienia.

 

W jednym z wywiadów mówił pan, że rynek pracy dla kobiet to trudna sprawa. Czy coś się zmieniło? Statystyki pokazują, że wykształconych kobiet jest więcej, niż mężczyzn. Czy przekłada się to na możliwość znalezienia pracy?
AZ:
Na pewno tak. Był taki moment, że niepracujące żorzanki miały lepsze wykształcenie, niż pracujący mężczyźni. To syndrom historii. Lata prosperity górniczej powodowały, że pracujący mężczyzna był w stanie utrzymać rodzinę. Życie pokazało, że żona też musi w którymś momencie podjąć pracę. Dziś, jeśli tylko kobieta ma determinację, znajdzie pracę w każdej branży. Są przykłady, nie tylko w strefie ekonomicznej, że niektóre firmy zatrudniają nawet więcej kobiet niż mężczyzn. Na pewno jest lepiej, ale jeszcze nie zadowalająco.

 

Realizowany przez Żorską Izbę Gospodarczą projekt „Intermonitoring – wspólne kierowanie zmianą” dotyczy konfliktów w pracy. Czy jest możliwa współpraca między 50- i 25-latkiem siedzącymi przy jednym biurku? Czy dwa różne żywioły można pogodzić?
AZ:
Ten projekt wzbudził spore zainteresowanie w całym kraju. Wykazaliśmy, że problem istnieje. Potrzebne jest porozumienie pomiędzy starszym a młodszym pokoleniem, i to inne niż to sobie do tej pory wyobrażano. Tak naprawdę, jeśli każdego przełożonego spytać o to, czy aby pomiędzy jego pracownikami nie wywiązał się konflikt wynikający z różnicy wieku, to powie: „Jaki tam konflikt? Absolutnie. O niczym takim nie może być mowy”. Tymczasem, w ankietach przeprowadzonych w przedsiębiorstwach działających na terenie Subregionu Zachodniego, uczestnicy badania wskazują, że taki konflikt istnieje. Starszy pracownik, który ma wiedzę, doświadczenie i pewien inny zakres oczekiwań, siedzi naprzeciwko młodego kolegi bez doświadczenia, z innym zasobem wiedzy i innymi oczekiwaniami. Problemem było skierowanie obu tych wektorów w tę samą stronę, by zgodnie z regułą dodawania zsumowały się z pożytkiem dla zakładu. Opracowaliśmy metodę tzw. „trójek”: przełożony, +50 i -35. Gdy ich działaniom towarzyszy pewna świadomość, jest szansa wypracowania takiego poziomu współpracy w zakładzie, który pozwala uniknąć konfliktów związanych z różnicą wieku zatrudnionych.

 

Jest pan wieloletnim prezesem Żorskiej Izby Gospodarczej. Jak ocenia pan efektywność pracy samorządu gospodarczego? Zwykle są to nieduże przedsiębiorstwa, które borykają się z różnymi problemami. Wiadomo, że inaczej to wyglądało, gdy powstawała Izba, a inaczej wygląda to dziś. Czy samorząd gospodarczy stanowi realną siłę w Żorach?
AZ:
Przynależność do samorządu gospodarczego jest w Polsce nieobowiązkowa. To sprawia, że izby gospodarcze muszą poruszać się na rynku bardzo skutecznie. Jeżeli mam zapłacić wpisowe, a potem regularnie płacić składki, to często zadaję sobie pytanie – „Co ja z tego będę miał?” Dziś oferta izby musi być całkowicie inna niż na początku. Bardziej zamożny przedsiębiorca obecnie może sam zatrudnić prawnika. Do dziś członkowie izby pierwszą poradę prawną mają u nas za darmo. W ostatnim czasie nie ma jednak żadnych zgłoszeń. Na początku nasi członkowie nie znali się. Minął rok, drugi, trzeci, dziesiąty, przepływ informacji - to też jest wiedza. Dziś musimy dowartościować przedsiębiorcę. Staramy się promować to, co w jego działalności może się podobać innym. Organizujemy przydatne szkolenia. Jesteśmy bardziej wyczuleni na oczekiwania przedsiębiorców. Stali się oni silniejsi, radzą sobie sami. I dobrze, bo do tego Izba miała zmierzać.

 

Mówi się, że miasto jest tak bogate, jak zamożni są jego mieszkańcy. Czy Żory są miastem bogatym?
AZ:
Powiedziałbym tak: na pewno jesteśmy bogatsi niż w dniu kryzysu, w którym byliśmy niestety niechlubnym liderem, co do wysokości stopy bezrobocia. Żartuję często, że lepiej, żeby Kowalski pracę miał, bo wtedy kupi coś, piwo wypije i jeszcze kolegę zaprosi na grilla. Nie potrafię odpowiedzieć do jakiej kategorii zaliczyłbym Żory. Nie musimy się już ani wstydzić, ani obawiać, bo różnorodność ofert pracy jest coraz większa. Ale myślę, że kwalifikujemy się do średnio zamożnych. Do tych wysokich stawek nam jeszcze daleko. Pamiętajmy też, że jeśli mamy w mieście niższą średnią stawkę roboczą, niż gdzie indziej, to jest szansa, że jakiś przedsiębiorca wybuduje fabrykę u nas. Jeśli koszty pracy będą zbyt wysokie, to ucieknie i będzie szukał dalej.

 

Czy w takim razie Żory mają szansę, by utrzymać własną reprezentację piłkarską?
AZ:
Oczywiście. Ale trzeba sobie od razu powiedzieć, na ile nas stać. Wyższa liga, to wyższe koszty. Przypomnijmy sobie, kiedy mieliśmy prawie 30-procentowe bezrobocie, to mało kto chciał się czymkolwiek dzielić, bo sam niewiele miał. Teraz przedsiębiorcom jest lżej, chociaż przecież nigdy nie jest za dobrze. Nie znam nikogo kto prowadzi biznes, i mówi, że jest bardzo dobrze. Wchodzi pani w zakres KS Żory i jeszcze do niedawna A-klasowego klubiku, który z kilkuset złotych na miesiąc żył z dylematem, czy nie ogłosić upadłości. Najpierw znalazła się grupa przedsiębiorców, którzy postanowili, że w ramach promocji i reklamy, wspierając klub, zaoferują coś mieszkańcom. To jest tak: ktoś płaci za reklamę na stadionie, kibic ją czyta... To sprawiło, że wokół piłki nożnej w Żorach rozpoczął się jakiś ruch. Dziś jesteśmy po całkiem sensownej modernizacji stadionu. Jedno ciągnie za sobą drugie. Prestiż, wskazanie piłkarzom ścieżki awansu powoduje, że wokół coś zaczyna się organizować. Miasto, według mnie, wchodzi na wyższy poziom rozwoju. Ma porządne obiekty, nie wstydzi się. I w drugą stronę. Żebyśmy się tylko nie zapędzili, Żory nie muszą być w ekstraklasie, ale trzeba myśleć o tym, żeby się rozwijać. Dziś „żetka” Żorskiej Izby Gospodarczej na koszulkach piłkarzy KS – to jest ich główna reklama. Ale jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie chciał jakieś sensowne pieniądze zapłacić, żeby na tej koszulce znalazło się jego logo, to Żorska Izba Gospodarcza powie, że spełniła już swoje zadanie.

 

Czyli atmosfera w Żorach sprzyja piłce nożnej na dobrym poziomie?
AZ:
Na razie tak bym to odczytywał. Moim zdaniem, monopol nie jest tu do końca wskazany. Jeśli ktoś osiąga wyniki, trzeba go promować. Jak student jest dobry, to otrzymuje stypendium naukowe – żeby mu się lżej żyło, żeby mógł jeszcze lepiej pracować i być lepszym. I tak to trzeba widzieć też w sporcie. KS Żory, wbrew wszystkiemu, z A klasy sezon w sezon szedł do góry, teraz okopał się w IV lidze. Za rok, dwa, trzeba powalczyć o III ligę – ale spokojnie, nie nerwowo. To generuje za sobą koszty. W Polsce na razie trudno na sporcie zarobić.

 

Gdyby grał pan w drużynie piłkarskiej, to na jakiej pozycji chciałby pan grać?
AZ:
Jeśli dobrze pamiętam, to najczęściej stałem na pomocy, w obronie - z racji tego, że zawsze byłem wysokim chłopakiem. Miałem te wszystkie główki zbierać i posyłać jak najdalej od bramki. Taka była kiedyś moja rola.

 

Marzył pan o tym, by zostać piłkarzem?
AZ:
Chyba nie – bo nie zostałem (śmiech). Nie pamiętam, żebym jako dzieciak tłukł się po klubach. Miałem za to przygodę z piłką ręczną. Ale to też dlatego, że dosyć wcześnie w szkole podstawowej byłem wysoki. Gdzieś tam te moje „długie łapy” mogły się przydać. Ale zawsze byłem jakiś taki poturbowany, potłuczony, zwichnięty, więc odpuściłem sobie sport. Nadwyrężone nadgarstki i kostki mam do dzisiaj.

 

Jak pan się czuje jako Darczyńca Roku? Co oznacza dla pana ten tytuł?
AZ:
Ha...dobre pytanie. Z jednej strony praca w Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, to ciągłe pozyskiwanie inwestorów. Z drugiej – człowiek widzi wielki worek różnych potrzeb. Postanowiliśmy z Zarządem, każdego roku przeznaczać pewne środki na pomoc - od darowizn po lokalne umowy sponsorskie. Przyjęty mechanizm okazał się dobrą, trafną strategią, ponieważ pozwolił pomagać w różny sposób. Pomagamy, ale nie bezpośrednio. Wiem, że przez instytucje wychodzi drożej, ale mam prawo nie wiedzieć, kto potrzebuje bardziej i muszę zaufać temu, kto taką wiedzę posiada. Nasza pomoc została zauważona. To cieszy. Pomagalibyśmy i bez tego. Ale jak człowiek zostanie doceniony, to mu zawsze milej. I to jest fajne. Pomagamy na tyle, na ile możemy.

 

Sponsoruje pan Żorskie Plenery. Za co lubi pan swoje miasto? Był pan wiceprezydentem Żor, zna je pan od podszewki.
AZ:
Jak wiele tysięcy jego mieszkańców, nie pochodzę stąd. Urodziłem się niedaleko, w Piekarach Śląskich. Zarówno gwara, jak i inne atrybuty śląskości są mi bliskie. Z drugiej strony, kiedy przyjechałem do Żor, było to dla mnie totalnie obce miasto. Przenosząc się tu, chciałem się trochę oderwać od rodziny i zarazem być w miarę blisko niej. Zawsze marzyło mi się zamieszkanie w Cieszynie. Życie to zweryfikowało. Pierwsze lata pracy związały mnie z górnictwem. Kopalnia „Morcinek” stanęła nagle - przyszedł kryzys. Będąc już tu, na stażu, pracując w okolicznych kopalniach, tutaj zostałem i tu dostałem przydział na mieszkanie. Polubiłem Żory za to, że dały mi szansę tak dobrze się w nie wkomponować. Jako „ten obcy”, miałem szansę na rozwój. Z determinacją ubiegałem się o pierwszy kawałek Strefy Ekonomicznej. Bardzo w nią wierzyłem, jako w taki magnez przyciągający przedsiębiorców. To miasto bardzo pokojowo się ze mną obchodziło. Staram się mu to wszystko teraz oddać w promocji i pomocy. Spotkałem tu przyjazne, dobre dusze, z którymi do dzisiaj ta lampka schłodzonego wina dobrze mi smakuje. W tym mieście wybudowałem już dawno swój rodzinny dom. I chyba tu zostaniemy. Żory są w takim cudownym środku między tą głęboką aglomeracją, a górami.

 

Jest pan prezesem zarządu Towarzystwa Wspierania Twórczości Dzieci i Młodzieży BALLO. Czy trudno było nakłonić pana do współpracy z towarzystwem?
AZ:
Tak (śmiech). Było to po uroczystości, podczas której przyznano nam tytuł Darczyńcy Roku. Z jednej strony człowiek odbierany jest jako ten operatywny, który ma pieniądze i może pomagać. Każdy chciałby mieć jakiegoś prezesa w swoim stowarzyszeniu. Trudno mnie było namówić, bo ja już prowadziłem Izbę Gospodarczą, robiliśmy wówczas ponadnarodowe projekty, w które bardzo się angażowałem. Natomiast muszę pani powiedzieć, że kocham dzieci. A tam tańczą dzieci, i to od najmniejszych szkrabów. Raz czy dwa miałem okazję się im przyjrzeć i spojrzałem tak naprawdę na rodziców. Tam jest niemożliwe zaangażowanie rodziców! Zastałem tam ustalony reżim. Nie ma szans na to, by jak przyjeżdża zespół z zagranicy, to rodzice nie byli w jego pobyt zaangażowani. To owocuje tym, że dzięki promocji, nasz zespół „Wesołe Nutki”, dużo więcej może zwiedzić, bo jest zapraszany przez tych, którzy byli u nas. Dziecko może po Europie pojeździć - to dla niego też musi być superprzeżyciem - nagle się od mamusi oderwać. Jak jest rodzic aktywny, to i dzieciak jest aktywny, bo on z tego rodzica bierze przykład. To wszystko pod dobrym wpływem pani Marii Kożuch, która wie, jak z tymi rodzicami rozmawiać.

 

Ma pan dużo zajęć. Trzeba mieć na to wszystko mnóstwo siły.
AZ: No, człowiek nie wie, kiedy miesiąc przelatuje (śmiech). Ale ponoć tak długo się czujemy dobrze, jak długo mamy siłę, jak długo jesteśmy aktywni. Coś pewnie trzeba będzie ograniczyć, bo powoli też tych sił brakuje. Ale na dzisiaj jeszcze pomagam.

 

Dziękuję za rozmowę.

 


Komentarze:
~Pan Zabiegliński (2010-09-17 07:23:30)

Przerośnięte ego, ale sympatyczny. Na temat statuetki "Darczyńca Roku" to wolę się nie wypowiadać, bo to najbardziej żenująca nagroda, jaką wymyśliło nasze miasto. Z tego co wiem, to feniksy odbierał w imieniu Izby Gospodarczej, KSSE i indywidualną, a darczyńcę roku jako KSSE. Czy to nie żenujące mając na względzie, że sam jest członkiem komisji przyznającej te statuetki?

~woda (2010-09-17 07:54:32)

czyżby to początek kampanii wyborczej?

~mimik (2010-09-17 08:46:19)

nie sądzę

~Adrian (2010-11-14 14:29:02)

Porażka dla komentujących nierobów. Łatwo komentować działania ludzi gdy samemu tych działań podjąć się nie umie. Znam zarówno zespół Wesołe Nutki jak i Towarzystwo Ballo i KSSE. Uważam, że p. Andrzej wiele - naprawdę wiele robi dla zespołu oraz dla towarzystwa, gdyby ktoś z Was przyjrzał się jego działaniu z bliska - zmienilibyście zdanie. Osoba ta jest osobą "działającą" i "pomagającą" a także osobą "konkretną" u p. Andrzeja nie ma słów "spróbuję, może się uda, nie wiem" są tylko słowa "pomogę, to da sie zrobić" oraz słowa "niestety to nie wykonalne, zastanówmy się co zrobić, aby to wykonać".


Aby dodać komentarz musisz się zalogować!

Nie masz konta? - zarejestruj się


NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE

sonda

wszystkie

Za co doceniasz Żory?

newsletter

Chcesz być na bieżąco zapisz się!

Twój adres e-mail:

© 2006-2024 Fundacja Sztuka, Gazeta Żorska  |  e-mail: gazeta@gazetazorska.pl, portal@gazetazorska.pl           do góry ^
Industry Web Zarządzaj plikami "cookies"