Baza firm

Ogłoszenia

Auto salon

Kino

Konkursy
Piątek, 29 marca 2024 r.  Imieniny: Cyryla, Wiktoryna

Widmo głodnej burmistrzanki. Problem mitotwórstwa w aspekcie edukacji historyczno-regionalnej na przykładzie Żor

02.12.2015
Widmo głodnej burmistrzanki. Problem mitotwórstwa w aspekcie edukacji historyczno-regionalnej na przykładzie Żor

Żory od dawna mogą się szczycić tym, że jako jedne z pierwszych podniosły sprawę nauczania historii regionu, historii tego miasta. Konieczność znajomości historii swojej małej ojczyzny nie podlega dyskusji, zwłaszcza w przypadku, gdy historia ta znacznie różni się od historii całego kraju.  Konkursy „Co wiesz o Żorach”   i „Znam moje miasto” odbywają się od lat i dzięki nim zarówno dzieci z podstawówek jak i młodzież gimnazjalna może wykazać się swą wiedzą z zakresu historii Żor. Wiedza ta przekazywana jest dzięki ścieżkom dydaktycznym na różnych przedmiotach przy pomocy wielu publikacji dotyczących dziejów miasta, które wychodzą praktycznie każdego roku. Niestety zdarza się, że oprócz faktów czasem zawierają także informacje, które z prawdą historyczną nie mają nic wspólnego, za to całkiem skutecznie z nią konkurują i co gorsza, zaczynają ja wypierać ze świadomości nie tylko uczniów ale i reszty żorzan

Wszystko zaczęło się od nie byle kogo, bo samego Karola Miarki. Ten znany śląski pisarz i działacz narodowy napisał bowiem powiastkę „Husyci na Górnym Śląsku” wydaną po raz pierwszy w 1865 roku. Opisuje on w niej epizod z czasów średniowiecza, gdy na Śląsk w 1433 roku najechały wojska czeskich husytów, czyli wyznawców nauk spalonego za herezję na stosie teologa Jana Husa. Nie czas tu i miejsce, by przedstawić wszystkie anachronizmy  które Miarka w tym dziele popełnił (posuwając się nawet do tego, iż z husytów zwalczających w istocie wszelkie niemieckie wpływy w Czechach zrobił zwolenników germanizacji Śląska), istotny jest jednak fakt, że szeroko i szczegółowo opisał w swej książce oblężenie Żor przez czeskie oddziały i heroiczną obronę miasta przez mieszkańców z burmistrzem Janem Frysztackim na czele. Książka ta zdobyła olbrzymią popularność czytelniczą i była wielokrotnie wznawiana na Śląsku, zarówno przed pierwszą wojną światową, jak i po przyłączeniu części tych ziem do Polski. Trzeba przyznać, że mocno zapadła w pamięć czytelników, zwłaszcza z tych okolic, gdzie dzieje się jej akcja a więc Żor, Rybnika i pobliskich Jankowic. Odtąd każdy zabytek, czy inny relikt z epoki średniowiecza nieodmiennie kojarzył się im z „czasami husyckimi” czego przykładem może być chociażby relacja kpt. Nikodema Sobika, który opisując akcję zdobycia Żor w czasie III powstania śląskiego, zaznaczał, że miasto było trudno dostępne, bo było  „otoczone wysokimi murami jeszcze z husyckich czasów”. Znacznie wcześniej, bo w latach 80. XIX wieku o książce Miarki wspominał także autor pierwszej monografii na temat dziejów Żor, ks. Augustyn Weltzel, który zaznaczał, że „ Miarka […] wiele pozostawił swej bogatej wyobraźni”. Niestety, książka Weltzla, po jej pierwszym wydaniu  w latach 80. XIX stulecia, na następną edycję musiała czekać przeszło sto lat. Sam Karol Miarka póki żył, nie twierdził bynajmniej, iż jest to dzieło historyczne. W jedynym wydaniu, które ukazało się za jego życia zaznacza, iż zamieszczone historie zebrał „z ustnego przekazu ludu”.  W kolejnych wydaniach publikowanych przez już  jego syna pojawia się za to zapis, iż Miarka napisał powiastkę „podług kronik i ustnego podania ludu”. Być może  właśnie to spowodowało, że powieść Miarki zaczęła być traktowana jako wiarygodne źródło historyczne. 14 maja 1933 roku w dzienniku „Polonia” wydawanym w Katowicach przez Wojciecha Korfantego, ukazał się artykuł „500 – lecie obrony Żor od napadu husytów”, który treść utworu Miarki wykorzystuje do opisania rzekomego przebiegu tych wydarzeń, podobnie postępuje też Edward Drobny, autor artykułu „Husyci na Śląskiej ziemi” zamieszczonym w publikacji „Ziemia Rybnicka 1934”. Rzekomy przebieg oblężenia i związane z nim szczegóły, takie jak zaciętość walk i wysokość proponowanego przez mieszczan husytom okupu, jako prawdopodobne uznaje Zygmunt Laskowski, założyciel TMMŻ, który publikował artykuły na ten temat w Informatorach Towarzystwa Miłośników Miasta Żory (wcześniej – Towarzystwa Miłośników Regionu Żorskiego) na przełomie lat 60 i 70 XX wieku. Jego tłumaczy utrudniony dostęp do wiarygodnych źródeł dotyczących dziejów Żor w tym okresie, nie jest to jednak usprawiedliwienie dla Bogdana Cimały, który w wydanej w 1994 roku książce „Żory. Zarys dziejów. Wypisy”, zarówno dramatyczny przebieg walk jak i historyczność rzekomego burmistrza Frysztackiego, uznaje już za pewnik. Od tego czasu, aż do mniej więcej 2010 roku, postać ta zaczęła się pojawiać w wydawanych przez TMMŻ wraz z Urzędem Miasta podręcznikach „Moja Mała Ojczyzna. Dzieje Żor”, z których najpierw uczyli się uczniowie klas 7 szkół podstawowych, potem zaś, klas 1 gimnazjów. Pytanie o burmistrza Frysztackiego było też stałym elementem  konkursu „Co wiesz o Żorach”. 

Tymczasem, zachowane źródła historyczne z okresu XV wieku mówią jedynie o tym, że istotnie, przez tydzień husyci „leżeli wokół Żor”, jak relacjonuje to w jednym ze swych listów biskup wrocławski Konrad. Nie wiadomo zatem, czy w ogóle doszło do jakichkolwiek prób zdobycia miasta przez husytów, a jeśli nawet, to ojcem miasta na pewno nie był nikt o nazwisku Frysztacki. Nazwisko to autor zaczerpnął bowiem, owszem, z autentycznego miejskiego urbarza, lecz pochodzącego z roku 1750. O wszystkich tych niuansach dotyczących prawdy historycznej i fikcji w powieści Miarki można wyczytać w wydaniu krytycznym tego dzieła opracowanym przez Hiacyntę Worynę i Norberta Niestolika, a wydanym, już w 2000 roku także przez TMMŻ. Dlaczego zatem przez kolejne 10 lat fikcyjny burmistrz był traktowany w następnych wydaniach „Mojej Małej Ojczyzny” jako postać historyczna? Na to pytanie naprawdę trudno znaleźć odpowiedź.  W każdym razie, po wielu apelach, w obecnych wydaniach tego podręcznika można już znaleźć zapis, iż burmistrz Frysztacki bronił Żor „według legendy”.

Kolejnym mitem, który zaczął wypierać ze świadomości żorzan fakty historyczne, jest sławetna legenda „O łakomej burmistrzance” . Przy czym termin „legenda” należy wziąć w bardzo duży cudzysłów, gdyż  nie tylko, w myśl definicji nie tylko „nie wywodzi się ona z ustnej tradycji niekiedy przekazywanej z pokolenia na pokolenie”, jak mówi definicja tego pojęcia, lecz wręcz przeciwnie – dokładnie znamy datę jej powstania. Miało to miejsce 15 maja 1996 roku na łamach „Nowej Gazety Żorskiej”. Pod takim bowiem tytułem żorska pisarka Elżbieta Grymel zamieściła tam swą alternatywną wizję pożaru z 1702 roku, który zapoczątkował tradycję Święta Ogniowego w naszym mieście. Od tego czasu widmo głodnej, łakomej,  podstępnej i złośliwej dziewczynki, która nie poradziła sobie z pieczeniem zająca (czego zresztą zabronił jej tata burmistrz) tumani kolejne roczniki młodych uczniów, którzy nie zdają sobie sprawy, że jedynym potwierdzonym faktem w tej opowieści jest, oprócz samego pożaru… zając. Potwierdzonym oczywiście, jeżeli uznamy za prawdziwą relację wspomnianego już historyka Augustyna Weltzla, który, korzystając z często już niedostępnych dziś źródeł opisał przyczyny i przebieg kilku największych pożarów w dziejach Żor. Na pewno można mu w większym stopniu zaufać niż współczesnej pisarce.  Po przeczytaniu relacji  Welztla będziemy się czuli jak po wysłuchaniu starego kawału „Radia Erywań”: Tak to prawda, w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody, tyle że nie w Moskwie, a w Kijowie, nie na Placu Czerwonym a na Kreszcziatiku, nie samochody, tylko rowery i nie rozdają tylko kradną. A zatem: Nie burmistrzanka, tylko radca Andrzej Peisker, nie przed południem, tylko przed północą, nie on sam oczywiście tego zająca piekł, tylko jego służba… itd., itp. Siła opowieści o burmistrzance jest jednak powalająca. Ponieważ została ona po kilku latach wydrukowana w Kalendarzu Żorskim dla dzieci” na rok 2001, który jest w każdej szkolnej bibliotece, dzieci z klas 1- 3 w ramach nauki o regionie znają ją na wyrywki. To nic, że w następnym wydaniu „Kalendarza dla dzieci”, zamieszczono z okazji 300 lecia święta ogniowego relację Augustyna Weltzla, to nic, że w „Mojej Małej Ojczyźnie” z której uczą się gimnazjaliści, oba teksty są skonfrontowane i uczniowie mogą uczyć się rozróżniać prawdę historyczną od legendy. Za każdym razem, kiedy dzieci  przychodzą do muzeum na lekcję o historii miasta, lub idzą z przewodnikiem oglądać żorską starówkę, gdy przychodzi do przedstawienia genezy Święta Ogniowego zawsze się znajdzie jakiś pilny uczeń , który się zgłosi i podskakując radośnie wykrzyczy: „Ja wiem ja wiem, to przez łakomą burmistrzankę”. Trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do Karola Miarki, którego styl pisania jest dziś wyjątkowo nieatrakcyjny, to autorka „burmistrzanki”, pani Elżbieta Grymel ma lotne i sprawne pióro.  Dobry styl zachęca grono pedagogiczne do sięgania po ten utwór, gdyż omawiając go, oprócz przedstawienia dziejów miasta można także zrealizować jeszcze kilka innych celów dydaktycznych, np. na podstawie zachowania bohaterki piętnując ludzkie przywary. Szkoda jednak, że autorka bohaterką opowiadania zrobiła małą dziewczynkę, a nie na przykład smoka, który także mógłby spalić miasto, a potem przeprosić i się poprawić. Uczniowie przynajmniej mieliby od razu świadomość, że obcują z fikcją literacką a nie relacja historyczną. 

Trzeci mit, który kilka lat temu pojawił się w mieście, nie usiłuje zastępować, czy też zmieniać  udokumentowanych faktów historycznych, lecz powoli wypiera tradycyjne przekazy, które trwają w ludzkiej świadomości od wielu pokoleń. Chodzi o Dąb Maryjny. Wydawałoby się, że na temat obrazu który wisi na dębie w dzielnicy Kleszczówka, nic więcej nie można powiedzieć, niż jest zawarte w owej, przekazywanej od kilku pokoleń opowieści o kupcu Kentnowskim, który schował się wśród  gałęzi dębu przed ścigającymi go bandytami i ślubował, że jeśli ocaleje, to ufunduje oraz powiesi na nim obraz Matki Boskiej. Historia ta była publikowana w ciągu ostatnich 20 lat, czy to w książce Bogdana Cimały, czy to w „Kalendarzach Żorskich”, ostatnio zaś w Leksykonie Żorskim. Tymczasem jednak, w roku 2009 została wydana pozycja „Śladami krzyży i kapliczek naszej małej ojczyzny”, w której grupa uczniów z Gimnazjum nr 2, pod kierunkiem swych nauczycieli zebrała informacje na temat krzyży i kapliczek przydrożnych nie tylko w naszym mieście ale i na terenie gminy Suszec i okrasiła te informacje fotografiami. Powstała w ten sposób całkiem cenna publikacja pokazująca obiekty małej architektury sakralnej w naszej okolicy. Cenna z jednym wyjątkiem. Na temat kupca Kentnowskiego nie przeczytamy  bowiem ani słowa, za to pojawił się tam tekst opisujący jak to w pobliże Żor zajechał król Jan III Sobieski zmierzający na odsiecz Wiednia i jak to na tymże dębie zawiesił święty obrazek. Mieszkańcy Kleszczówki musieli być mocno zdziwieni, gdy o tym przeczytali., gdyż była to dla nich nowość zupełna. Owszem, na Górnym Śląsku istnieje związana z królem Sobieskim tradycja, która głosi, że władca ten przejeżdżając przez te ziemie sadził drzewa, głównie lipy, ale dęby także. Wspomina o tym Maria Konopka w swej pracy „Jan III Sobieski na Śląsku w drodze na Wiedeń” wydanej w 1983 roku. W przeddzień 250 rocznicy odsieczy w 1933 roku doliczono się ich całkiem sporo i to często w znacznym oddaleniu od rzeczywistej marszruty polskich wojsk. Co więcej,  w Żorach faktycznie rośnie takie drzewo, które  ludowa tradycja wiąże z Sobieskim. Tyle tylko, że jest to dąb w lesie Starok, na pograniczu Rownia i Gotartowic. Tam właśnie miał go zasadzić przejeżdżający z wojskiem na Turków polski król. Wydawać by się zatem mogło, że tak oczywisty błąd w publikacji od razu będzie wychwycony przez czytelników. W końcu, jak można by domniemywać, starą opowieść o Dębie Maryjnym na Kleszczówce słyszeć musiał każdy, kto interesuje się żorskimi dziejami, zaś o królewskim dębie w Staroku można znaleźć informacje w „Leksykonie Żorskim”. Niestety, nic bardziej mylnego. Kilka lat temu, przy okazji promocji książki o dawnej Kleszczówce dziatwa ze Szkoły Podstawowej nr 1  przygotowała piekną inscenizację o „Dębie Maryjnym”, w którym główna rolę zagrał oczywiście nie kupiec Kentnowski tylko Jan III Sobieski. Mało tego. W  roku 2015w ramach projektu „Z Comeniusem po Żorach,  uczniowie szkoły Szkoły Podstawowej nr 3, przytaszczyli tam wielki pień drzewa, na którym przykręcili tabliczkę z, a jakże,”opowiastkami o Dębie Maryjnym”, jak to określono, gdzie na pierwszym miejscu figuruje opowieść o Sobieskim. Dobrze że choć tym razem poniżej jest także nieszczęsny kupie żorski. Oznacza to jednak, że autorzy treści nie mieli świadomości, iż opowieść o Sobieskim została do tego miejsca przypisana zaledwie 6 lat temu. Teraz przy Dębie Maryjnym stoją dwie tabliczki informacyjne wykonane za pieniądze Unii Europejskiej: jedna postawiona przez Urząd Miasta, z fotokodem, dzięki któremu możemy wysłuchać przez telefon komórkowy tradycyjnej  historii „ Marienajchy” oraz  tabliczka Comeniusa, głosząca chwałę króla Jana. Jak na razie tabliczka Comeniusa wygrywa, raz że jest dwa razy większa, dwa, można ja przeczytać nie wykonując specjalnych czynności telefonem.

Czasami zastanawiamy się jak dochodzi do przeinaczania prawdy historycznej, doszukując się nieprzychylnych działań , czy to przeciwników politycznych, czy to działań wrogich państw w zakresie tzw. polityki historycznej. Na żorskich przykładach widać jednak, iż czasem główną przyczyną jest ludzka niedbałość badacza w sięganiu do źródeł  i  brak ich  krytycznej weryfikacji.

Powyższy referat został wygłoszony w trakcie X Śląskiej Konferencji Naukowej, która odbyła się 2 grudnia 2015 roku w żorskiej „Scenie na Starówce” zorganizowanej przez Muzeum Miejskie i Żorskie Stowarzyszenie Edukacyjno – Kulturalne.

Tomasz Górecki – politolog, pracownik Muzeum Miejskiego w Żorach.



Aby dodać komentarz musisz się zalogować!

Nie masz konta? - zarejestruj się


POLECAMY RÓWNIEŻ
NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE

sonda

wszystkie

Za co doceniasz Żory?

newsletter

Chcesz być na bieżąco zapisz się!

Twój adres e-mail:

© 2006-2024 Fundacja Sztuka, Gazeta Żorska  |  e-mail: gazeta@gazetazorska.pl, portal@gazetazorska.pl           do góry ^
Industry Web Zarządzaj plikami "cookies"